osiem
Jeszcze wczoraj wszystko było jak zwykle – myśli, z irytacją wgryzając się w mięso, które rozpływa mu się w ustach, pozostawiając tylko ostry smak chrzanu. Jedno morder- 61/86 stwo, dźgnięta nożem prostytutka w hotelu Eden. Historia, jakich dziesiątki, pół szpalty w „Gazette des Tribunaux”, nic więcej. Czy znajdzie mordercę, czy nie, nie ma wielkiego znaczenia. Ani kompromitacji, ani awansu z tego nie będzie. Lang odkłada na chwilę sztućce, ociera dłonie o kant biurka. Znów go korci, żeby nasycić oczy widokiem skręconych w agonii ciał i martwych oczu kobiet, zabitych przez zazdrosnych kochanków, nieostrożnych mieszczan zadźganych we śnie, pociętych ofiar pojedynków i ulicznych bójek. Otwiera szufladę i ostrożnie wyjmuje z niej czarny papierowy karteluch. Kładzie go obok talerza. Wraca do posiłku, ale oczy wciąż ma utkwione w wyłaniającym się z tła nagim ciele dziewczyny, zdziwionej nagłą wymianą rozkoszy na śmierć. 62/86 Dookoła łóżka walają się resztki uczty kochanków. Jak zwykle: wino, kłótnia, morderstwo. Gdzieś pomiędzy trochę pieszczot. Nic nie wskazuje, żeby z trupa dało się wyczytać cokolwiek istotnego dla śledztwa. – Zabił, ale nie zamordował – komisarz mruczy ni to do siebie, ni to do szklanki, półprzezroczystej od odcisków tłustych paluchów. Odstawiają i chowa do szuflady wizerunek nieboszczki z Edenu. Przez chwilę się waha, czy nie wyciągnąć z niej kolejnego heliografu, ale wie, że wcale nie musi. Zatrzaskuje szufladę i sięga po nóż, by dokończyć sekcję ozora. Próbuje przy tym oddalić od siebie obraz lekko tylko wysmażonego, krwistego ciała, leżącego w pyle la Mouffe. Lang nie lubi takich nietypowych przypadków. Psują przejrzystą statystykę mordów za pomocą noża, pistoletu czy trucizny. Nie lubi 63/86 też paradoksów, które zmuszają do wysiłku jego zleniwiały mózg. A tu miał jedno i drugie. Mordercę, który zamiast wpisać się grzecznie w rubryczki powszechnie stosowanych form mordowania bliźnich, odurza ofiarę laudanum, obcina jej ręce, nasącza ubranie eterem i podpala niemal w środku miasta. Oraz niejakiego Adama